Było mi cieplutko. Co
prawda jeszcze nie otworzyłam oczu, ale świat zdawał się niebezpieczny,
więc wolałam nic nie widzieć. Niewiele rozumiałam. Co się właściwie
stało? Co to za miejsce? Nie mogłam tego stwierdzić sama, przecież byłam
jeszcze za młoda. Wstałam. Ledwo trzymając się na nogach szłam prosto.
Szybko się uczyłam. Wkrótce umiałam już trzymać się o własnych siłach.
Robiłam małe, nie zdarne kroki. Powolutku zbliżałam się do czegoś. Tylko
nie wiedziałam czego! Uderzyłam się w głowę. Wstałam i spróbowałam
zrobić krok na przód. Znowu nic. Jakaś... skała? Skręciłam, ale znów się
o coś uderzyłam. Postanowiłam usiąść w miejscu. I tak puki nic nie
widzę nie zdołam wrócić z powrotem. Usłyszałam jakieś głosy:
- Zadam ci pytanie... czy tobie naprawdę na mnie zależy?
- Co proszę?
- Zależy ci na mnie? Czy jestem tylko twoją zabawką...
Postanowiłam przykucnąć i posłuchać znajomych głosów... dlaczego mama mówiła takim smutnym tonem? Co oznaczały te słowa?
C.D.N