Wilk, którego ujrzałam, wyglądał tak samo, jak ten, który porwał moich
rodziców. Te złowrogie oczy, kolor sierści, sterczące uszy i zakręcony
ogon. To musiał być on! Poza tym zapach już od początku mnie niepokoił.
Ruszyłam pędem z groty. Noc pokryła las i pola. Gdzieniegdzie w krzakach
coś się poruszyło. To drogę przebiegał mi zając, to zahukała sowa wśród
liści. Nie miałam teraz czasu na polowanie, choć biegnący zając
wzbudził mój apetyt. Biegłam taki i biegłam. W końcu spostrzegłam, że
zgubiłam wroga. Podparłam się o drzewo gdy nagle...
-Shiawase!
Aż podskoczyłam, serce poczęło bić mi mocnej. Zamarłam, przez chwilę słyszałam tylko jego bicie.
-Shiawase!- powtórzył ten sam głos.
Ciekawość wzięła górę. Odwróciłam się. Wilk wyglądał tak złowrogo,
jakby wyciągnięto go z horroru o największych potworach. Jednakże
zachowałam zimną krew. Postanowiłam przyzwać pomocnika.
-Prędko Tasuke na pomoc!-wykrzyczałam.
-Nic ci to nie da. On nie przyjdzie.-zaśmiał się wilczur.
-Co mu zrobiłeś!?
-Ja, nic, he, he.
-To dlaczego ma się nie pojawić. Kłamiesz!!!
-Twój łańcuszek został zablokowany przez mój czar.
-To niemożliwe, cały czas miałam go przy sobie, nie dawałam ci go...
-To w niczym nie przeszkadza. Jestem typem wilka, którego techniki działają na odległość i zdaje się, że właśnie przegrałaś.
-To jeszcze nie koniec. Rozumiesz!? Ja jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa.
-Shiawase, nie oszukujmy się. Nic już nie zdziałasz.
-Bzdury! Dla mnie nie istnieje takie słowo jak przegrana!
-To czas wprowadzić je do twojego słownika!- wykrzyczał wilk i ruszył na mnie.
-To jeszcze nie koniec!-powtórzyłam-to dopiero początek!
Właśnie miałam użyć techniki samoleczenia, by w razie czego nie
dostać obrażeń, ale mój wróg była szybszy. Poczułam, jak część mojego
ciała drętwieje. Spojrzałam- wszędzie były ślady krwi.
-To moja krew?-wyszeptałam, po czym zamknęły mi się powieki.